Magdalena Lewańska
DETEKTYW I PANNY
ISBN 978-83-62247-08-0 / 09-7
Cena 32.00 / 13.53
Stron 272
Format 145x205 / epub, mobi, pdf
Oprawa miękka ze skrzydełkami
Premiera 7 marca 2011
Miasteczko Kirchdorf niedaleko byłej granicy z NRD, młody komisarz Dirk i galeria atrakcyjnych kobiet: marzycielska Isia, ambitna Alke i skuteczna w działaniu, doświadczona Edeltraud - oto sceneria i bohaterowie opowieści Magdaleny Lewańskiej. Autorka wprowadza czytelnika w świat nieco senny i uporządkowany. Przyjaciółki Hinz i Kunz z pietyzmem oddają się codziennym rytuałom pod miejskim zegarem, dziewczyny czekają na swego Jamesa Bonda, a starsze panie oglądają filmy z porucznikiem Columbo. Czy zbrodnia jest tu w ogóle możliwa? Czy - kiedy się zdarzy - zburzy utrwaloną hierarchię wartości? Czy komisarz - zesłany z wielkiego miasta - sprosta oczekiwaniom, wytropi przestępców, przekona do siebie krytycznych i podejrzliwych mieszkańców prowincji?
Lewańska sięga po tradycyjne figury kryminału, pyta o winę i motywy, umiejętnie dozuje napięcie. Ale oferuje czytelnikowi coś jeszcze. Ludzkie słabości portretuje piórem satyryka dobrotliwego, tworzy obraz świata, który można polubić. Którego nie trzeba się bać.
Patronat medialny:
|
Od autorki:
Lubię rysować obrazki za pomocą komputera. Gdybym miała talent, może wolałabym to niż pisanie opowiadań. Daje podobną satysfakcję, a wymaga mniej wysiłku. W głowie powstaje obraz - przelewam go na ekran. Jako pisarka muszę umieścić go w kontekście, często nawet napisać, co było przedtem, co będzie potem. Jako rysowniczka zostawiłabym ten kłopot fantazji oglądającego.
Na początku zawsze jest obraz, czasem powstały w mojej fantazji, czasem uchwycony w świecie zewnętrznym. Reszty muszę szukać aktywnie lub czekać, aż sama przyjdzie, nieraz wiele lat.
Jechałam kiedyś nocą samochodem. Spojrzałam na ciemne pobocze, skarpę - niczego w mroku nie zobaczyłam, ale urodził mi się w myśli obraz, z którego rozwinął się Chiński kurczak.
|
(...)
- Isia!
Kiedy otworzyła drzwi i zapaliła światło, a na łóżku zobaczyła jedną tylko postać, w pierwszym odruchu rozejrzała się po pokoju. Dopiero potem powróciła jej świadomość rzeczywistości.
Inaczej niż poprzedniej nocy, Bond nie spał już, choć zgroza po przebytym koszmarze nadal malowała się na jego twarzy. Mokre od potu włosy w strąkach oblepiały mu twarz.
Rolf? - pomyślała Isia niepewnie i zatrzymała się w progu.
Wyciągnął do niej rękę.
- Znów miałem ten sen. Boję się - powiedział żałośnie.
W jednej chwili ogarnęła ją fala litości i współczucia, pochwyciła jego rękę i usiadła przy nim na łóżku. Nic nie mówiła. Czuła, że on chce się zwierzyć, podzielić się gniotącym go ciężarem, wolała więc niczego mu nie sugerować.
- Nie patrz na mnie - poprosił. - Będzie mi łatwiej mówić.
Odsunął się pod ścianę, robiąc jej miejsce, i Isia położyła się obok. Jego bliskość sprawiła, że poczuła niebiańską błogość. Nagle stało się mało ważne, o czym on będzie mówił, byle to wyznanie trwało długo, byle mogła zostać tu przy nim na zawsze.
- Już trzeci raz śni mi się to samo. Ta sama makabryczna scena. Zaczynam podejrzewać, że to nie symbol, nie żadna senna przenośnia, tylko zwyczajna naga prawda. Wspomnienie - powiedział głucho. - Śni mi się... śni mi się... - Wyraźnie nie mógł dokończyć zdania. - Boję się, że gdy to wypowiem, to dopiero wtedy ten sen stanie się prawdą.
Isia milczała. Uczucie błogości powoli ją opuszczało; słowo _prawda_ przypomniało jej, że i ona musi spojrzeć prawdzie w oczy.
- Śni mi się, że jestem mordercą! - wyrzucił Bond nagle z siebie. - M o r d e r c ą !!!
Isia poczuła, że sztywnieje, a uczucie ciężkie jak głaz legło na jej piersi.
- Rolf? - szepnęła z rozpaczą.
- Ralf. A jak Anna - poprawił ją machinalnie. - To moje imię_ - dodał po krótkiej przerwie. - Skąd je znasz?
- Mówiłeś je przez sen. - Isia zdziwiła się kłamstwem, które z taką oczywistością wyszło z jej ust. Ale powiedzieć mu o komunikacie radiowym nie potrafiła.
*
Czekając, przeglądał akta Martina i swoje notatki na temat morderstwa Pagla. Nie potrafił się jednak skupić, jego myśli wypełniała całkowicie mysz. Za pomocą latarki spróbował rzucić trochę światła na sprawę, niestety, szpara okazała się za wąska. Latarka oświetliła jedynie ścianę, a odbite od białej powierzchni promienie poraziły go tylko i sprawiły, że przez następnych kilkanaście sekund nie widział nic poza czerwonymi kołami. Gdy komórki wzrokowe zregenerowały się i Dirk zaczął rozróżniać przedmioty znajdujące się w kątach pokoju, ponownie zapuścił żurawia za szafę.
Mysz była!!!
(...) Trzeba będzie kogoś wezwać na pomoc. Kogoś wtajemniczyć, przyznać się do wstydliwej fobii, wyznać przewinienie... Kogo wezwać? Luka? Jutro historia stałaby w gazecie. Któregoś z knajpianych towarzyszy? Żaden z nich nie utrzyma języka za zębami, rozbawi ich wyobrażenie policjanta bojącego się myszy. Więcej zrozumienia znalazłby raczej u jakiejś kobiety. Ale pewnie jeszcze mniej dyskrecji...
Chociaż... Tak, to może być wyjscie!
Dirk niecierpliwie zaczął kartkować książkę telefoniczną. Po chwili wystukał numer stacji ekologicznej.
(...) Uśmiechnęli się do siebie ciepło.
- Dobrze, zaczynamy - zdecydowała Isia. - Przyniosłam jednorazowe rękawiczki, gdzie jest szufelka?
- Leży tam_ - wskazał Dirk. - Co ja mam robić?
- Odsuniesz szafę. Ja wrzucę mysz na szufelkę i szybko ją wyniosę. Gdzie stoi kubeł?
- W podwórzu. Poczekaj. Otworzę najpierw wszystkie drzwi i pokrywę kubła. Potem ja odsunę szafę, a ty weźmiesz mysz i wyniesiesz. Tylko proszę, nie pokazuj mi jej i nawet nic nie mów. Wynieś ją bez słowa.
- Dobrze. Tak zrobimy. Pchaj!
Wąską szafę po brzegi wypełniały zbierane latami broszury informacyjne i stare formularze. Dirk pociągnął i ciężki mebel zakołysał się niebezpiecznie.
- Ostrożnie! - zawołała Isia. - Musisz chwycić niżej.
- Niżej? Tam jest mysz! - zaprotestował.
- Zdechła! - przypomniała Isia. - Nie ugryzie cię.
Zaśmiali się nerwowo.
Dirk szarpnął. Szpara przy ścianie poszerzyła się o pół centymetra.
- Więcej! - zażądała Isia. - Muszę widzieć, co robię. Wiesz, mój ojciec wziął kiedyś po ciemku do ręki zdechłego szczura i myślał, że to zgniły burak... Palce mu w niego weszły...
- Nie teraz! - jęknął Dirk błagalnie, zaparł się i szarpnął. Szafa przesunęła się o następnych kilka milimetrów.
W tym samym momencie Isia wrzasnęła. Krzyk zmroził Dirkowi krew w żyłach i unieruchomił cywilizowane części mózgu. Isia rzuciła szufelkę i skoczyła ku wyjściu. Wpadła na biurowe krzesło na kółkach, to podjechało do uchylonych drzwi i zatrzasnęło je. Reszta mózgu Dirka, ta odziedziczona po zwierzęcych przodkach, przejęła rządy i nakazała mu natychmiastową ucieczkę. Przy drzwiach wpadł na Isię. Nastąpiła zacięta walka o klamkę. Isia pchała, Dirk, lepiej zorientowany w topografii terenu, ciągnął ku sobie. Dzięki temu, gdy atak paniki minął, znajdowali się ciągle jeszcze w biurze, a nie na rynku.
- Co to było? - spytał wreszcie Dirk. - Dlaczego uciekałaś?
- Ty też uciekałeś - przypomniała Isia.
- Uciekałem, bo ty uciekałaś. Zresztą nie zastanawiałem się. Ale dlaczego? Zobaczyłaś mysz?
- Nie mysz... - Isia odwróciła się od drzwi i spojrzała w kąt koło szafy. - Uaaa!!! - Zatrzęsła się ze zgrozą i podskoczyła parę razy.
Dirk podążył za jej wzrokiem.
- To tylko pająk. Zawsze tak reagujesz? Zaraz go usunę.
- Tylko go nie zabijaj! - uprzedziła Isia. - Złap go w szklankę i wynieś daleko od domu!
Dirk zabrał się do dzieła.
- Rzeczywiście ogromny... - zaczął.
- Nie chcę wiedzieć! - zaprotestowała.
- I jaki szybki! - wyrwało się Dirkowi.
Pająk zbiegł ze ściany i popędził po podłodze. Isia wskoczyła na krzesło. Gdy Dirk zakończył łowy i wrócił z krótkiego spaceru ze szklanką po rynku, oświadczyła:
- Słuchaj, Dirk. Po tych przeżyciach nie czuję się na siłach pomóc ci z myszą. Przekroczyłam swoje granice. Mogę próbować, ale wiem, że uda nam się najwyżej powtórzyć kilka razy całe przedstawienie, jakie daliśmy przed chwilą.
Dirk patrzył na nią ze zgrozą. Dopiero dzięki Isi zrozumiał w całej pełni, co to znaczy mieć fobię. Czuł się rzucony na pastwę dzikich, pierwotnych uczuć. Isia odejdzie, a trup zostanie... Trudno, trzeba będzie zrobić karierę...
- Musimy wymyślić coś innego - powiedziała Isia niespodzianie. Widocznie nie brała jeszcze pod uwagę możliwości dezercji. - Kogo by tu wezwać?
- Straż pożarną? - zaproponował Dirk, uśmiechając się do Isi z wdzięcznością.
- A wiesz... - odpowiedziała. - To jest myśl! Podpalimy tę szafę. Trzymasz tam coś ważnego?
- Makulaturę. Masz zapałki? Ja nie palę.
- Ja też nie. Trzeba pójść do knajpy kupić. Tylko potem będziesz się musiał tłumaczyć z podpalenia, bo wszystko się oczywiście wyda.
- Będziemy - poprawił.
- O nie! Ja sobie zrobię alibi. Będę jeździła, śpiewając, rowerem po rynku, a jak mi dasz znak, że już się porządnie pali, zacznę wołać: _Ratunku, pożar!_.
- No to pożar odpada. Jako podpalacza wyleją mnie z policji i nie zrobię kariery w polityce.
- Możesz zrobić inną karierę. Sportową, naukową...
Zamyślili się.
|