Między słowami
Piotr Ibrahim Kalwas, polski pisarz osiadły w Aleksandrii, powraca na rodzimy rynek z kolejną powieścią. W pewnych aspektach Międzyrzecz przypomina wcześniejsze dokonania Kalwasa - i tu odnaleźć można wątki autobiograficzne (choć w znacznie mniejszym stopniu niż w Domu czy w Tarice), rozważania autotematyczne, nawiązania do arcydzieł literatury polskiej i światowej, czy próby kreacji określonego świata oraz odnalezienia się w nim. A to wszystko ujęte w niestandardową formę - gdzieś pomiędzy powieścią, esejem, a powiastką filozoficzną. Jednak mimo pewnych elementów wspólnych, jest w Międzyrzeczy pewna świeżość, która stawia tę powieść nieco wyżej od dotychczasowych literackich dokonań Kalwasa.
Pod względem fabularnym najnowsza książka autora Tariki przedstawia się dosyć prosto, ale zarazem intrygująco. Oto Piotr - alter ego autora - siedzący w kawiarni Bliklego na Nowym Świecie poznaje profesora Roberta de Razina, który zleca mu dostarczenie starego greckiego manuskryptu na Wyspy Owcze. Początkowy opór bohatera przełamuje dopiero sowite wynagrodzenie. Po długiej podróży pisarz trafia na wyspę Eysturoy do domu tajemniczego Johana Tordenssona. To osobliwy budynek - pełno w nim dziwacznych sprzętów (jak na przykład zegar, którego wskazówki obracają się we wszystkie strony), ponumerowanych drzwi, okien, luster, poplątanych korytarzy i owiec. Sam gospodarz kilkukrotnie się przemienia - jest postacią enigmatyczną, dosyć demoniczną, niekiedy wchodzi w rolę przewodnika po niecodziennym świecie Międzyrzeczy - choć właściwie Piotr musi wszystko odkryć samodzielnie, próbować odnaleźć sens, a może i samego siebie.
Szybko ze wstępu i świata na wskroś realnego (niebezzasadnie Kalwas na samym początku dokładnie określa dzień i miejsce spotkania z profesorem Razinem), bohater (razem z czytelnikiem) zostaje wrzucony na płaszczyznę oniryczną (sama Międzyrzecz zaczyna się opisem wciąż powracającego snu, w którym bohater znajduje się w mieście jak z obrazu Georgia de Chirica), a wreszcie w przestrzeń magiczną, znajdującą się zupełnie poza rzeczywistością: „Ten dom był jakby na zewnątrz. Na zewnątrz rzeczywistości. Właściwie nigdy nie udało mi się ustalić, czym dokładnie był. Gdzie i kiedy był; w jakim wymiarze” (s. 24). Dziwaczny dom Tordenssona jest czymś więcej niż pierwszym przystankiem na długiej drodze - to swoisty mikrokosmos, który organizuje przestrzeń całej powieści. Później bohater przeniesie się m. in. do średniowiecznej Brugii, do mrocznego klasztoru-zamku, rodem z Kafki, powróci do krainy dzieciństwa i wakacyjnych wspomnień, czy wreszcie odwiedzi miejsce, w którym rozgrywa się dręczący go sen. W tej podróży nie brakuje literackich nawiązań - w tekście nieprzypadkowo pojawiają się nazwiska Schulza (najnowsza powieść Kalwasa ma w sobie coś z Księgi znanej z Sanatorium pod Klepsydrą), wspomnianego już Kafki czy Borgesa.
Trzeba przyznać, że Międzyrzecz to naprawdę zaskakująca proza. Kalwas za nic ma przyzwyczajenia czytelnicze, prowadzi swego bohatera (a także odbiorcę) przez stworzony świat zgodnie z własną logiką. Autor Tariki balansuje między kolejnymi płaszczyznami, urywa wątki, opisuje na nowo już przedstawione sceny, pozwala, aby wszystko toczyło się od początku, mnoży znaki zapytania, zdumiewa, intryguje. Jednocześnie powieściowy Piotr wydaje się równie zdezorientowany jak czytelnik, stając się ofiarą przestrzeni, w którą wpadł: „Byłem w zwierciadle jakimś niepojętym; krzywym, czułem tę krzywość, ten nie-świat” (s. 84). Międzyrzecz otacza aura wielkiej niewiadomej. Nie wiadomo nawet, czy wszystko, co opisuje Kalwas, nie stanowi jedynie sennego omamu - jak już wspomniałem, to nie przypadek, że na początku bohater i odbiorca wkraczają w obręb snu i być może w tym śnie już pozostają (sam Piotr nie ma co do tego pewności: „prawdopodobnie nie śnię, tylko piszę te słowa dla ciebie” (s. 12), asekuruje się już na samym początku historii).
Tym, co w najnowszej powieści Kalwasa najistotniejsze wbrew pozorom nie jest poplątana, dość niepokojąca fabuła, stanowiąca w gruncie rzeczy tylko niezbędny dodatek do całości albo ilustrację określonych tez. Międzyrzecz nie jest wyłącznie przewrotną grą z czytelnikiem (choć i to bardzo ważny aspekt tej książki), ale przede wszystkim traktatem na temat pisania, czy, inaczej mówiąc, odważnym rzuceniem wyzwania tradycyjnym prawidłom powieściowym i twórczym. Piotr Ibrahim Kalwas jako autor organizuje świat przedstawiony, ale również tkwi (czy raczej błąka się) w samym jego centrum (jako własne alter ego). Pisarz w tej prozie jest zarazem Bogiem i elementem pozbawionym realnej władzy, podległym innym mechanizmom (Piotr często nie umie się odnaleźć w przestrzeni, do której trafia, a jednocześnie polega na własnej intuicji). Inaczej mówiąc, nad pisarskim światem nie ma się kontroli (inaczej niżna przykład w Radości pisania Wisławy Szymborskiej). Sam bohater-pisarz najwyraźniej nie wie, nie tylko do czego ta historia doprowadzi, ale również jaki ma sens (swoistym lejtmotywem staje się kwestia, którą można ująć w formę przewrotnego pytania: „piszę, czy sam jestem pisany?”) Jednocześnie Kalwas mistrzowsko igra z przyzwyczajeniami czytelniczymi, raz po raz podsuwając mylne wyjaśnienia co do istoty i realności całej opowieści (Piotr pyta Johana: „czy ty mnie piszesz...?” (s. 54), aby później zastanawiać się: „Dzieje się to, czy się pisze? A może tylko czyta? A kto czyta?” (s. 186), umniejszać swoją rolę: „to przecież wszystko jest tylko napisane. To tylko tekst na ekranie komputera tamtego faceta na małym patio. Ja to czytam. Ja czytam to, co on pisze” (s. 206), a w innym miejscu stwierdzić: „To tylko sen, gdzieś daleko, w innym czasie i wymiarze. Przecież tak naprawdę leżę teraz w swoim pokoju (...) na wyspie Eysturoy, a może jestem w swoim domu w Aleksandrii i śnię” (s. 112-113)). Pozorne wytłumaczenia, nie tylko nie dają odpowiedzi, ale jeszcze bardziej wszystko wikłają - tym samym zostaje zakwestionowane aprioryczne zaufanie, jakim zazwyczaj obdarza autora czytelnik.
Piotr Ibrahim Kalwas niewątpliwie tworzy wielką literaturę - wymagającą, skomplikowaną, niejednoznaczną, a jednocześnie gruntownie przemyślaną - i najnowsza powieść potwierdza jego pisarską klasę. Pełna niejasności, fałszywych tropów i znaków zapytania Międzyrzecz wymyka się wszelkim uogólnieniom, jest jedną z tych książek, które można odkrywać wciąż na nowo i z niesłabnącą satysfakcją czytelniczą. Zaproponowana przeze mnie w niniejszym szkicu ścieżka interpretacyjna jest tylko jedną z wielu możliwych.
Michał Paweł Urbaniak
Śląsk nr 3/2014
|